Forum Seria PSB: piękni sławni i bogaci. Strona Główna Seria PSB: piękni sławni i bogaci.
Piękno, Sława, Bogactwo: Forum Serii.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Madziulaa

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Seria PSB: piękni sławni i bogaci. Strona Główna -> .: Rekrutacja Sierpien 2007 :.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Madziulaa
.imitacja.



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś w Niebie

PostWysłany: Sob 19:57, 18 Sie 2007    Temat postu: Madziulaa

Cześć
Założyłam konto o nazwie Madziulaa
Mój e-mail to [link widoczny dla zalogowanych]
Gadu-gadu 665491
Mam 14 lat.
Moje blog my-s-life.blog.onet.pl
i my-b-life.blog.onet.pl

Chciałabym z wami pisać, gdyż nigdy nie należałam do żadnej serii i z nikim nie tworzyłam wspólnie opowiadań. Wasza seria jest rozbudowana, a osoby do niej należące potrafią naprawdę pisać.
Zagościłam na kilku blogach z tej serii i muszę powiedzieć, że każdy wspaniale potrafił przedstawić uczucia bohaterów, czego ja chciałabym się w trakcie współpracy od was nauczyć.
Jednym z moich hobby jest właśnie pisanie. Może i moja 'twórczość' nie jest najlepsza, najbardziej spójna, ale próbuję wkładać w to uczucie. To, że próbuję nie znaczy, że wychodzi mi to najlepiej, ale i tak próbuję.
Postać... No tak. Miałam cichą nadzieję, że u was można samemu tworzyć postacie. Gdyby tak było, moją postacią byłaby Lena S.
Ale skoro tak nie można [] to z chęcią reprezentowałabym Natalę.
Postac tą odgrywałaby Emma Watson
___________
Oto próbka twórczośći. Prolog opowiadania, które (za waszą zgodą) mogłabym tworzyć.
___
Wszystko przestaje być takie oczywiste i proste. Niegdyś, można powiedzieć, że nawet rok temu wszystko wydawało się takie idealne i bez żadnej rysy. Teraz jest inaczej. Jedyna przyjaciółka, Diana pozostawiła ją dla jakiejś innej, dość obskurnej i nie etycznej paczki, która pali niezdrowe fajki i puszcza się na każdej lepszej (czy też gorszej) imprezie. Oczywiście gdyby Natalia [Lena] chciała, mogłaby przystąpić do takiej ‘elity’, ale po co?
Rodzice wyjeżdżają co tydzień i nie wracają przez miesiąc. Wielu mogłoby pomyśleć „Wspaniale! Wolna chata! Karta platynowa i imprezy!”, ale nie Natala. Nieobecność rodziców, to też spędzanie czasu z kuzynem Antony’m, który jest prawdziwym i skończonym idiotą. Wyrażenie to wprawdzie nie jest najbardziej kulturalne, ale innego nie można znaleźć. Antony sprowadza laski do wielkiego domu, które pozwalają sobie na zbyt wiele. Natalia nie raz szukała po mieszkaniu swojej ulubionej szminki, czy też najlepszych spodni. Po co on to robi? Jakby nie mógł znaleźć jednej, odpowiedniej, kochanej…
- Natala! Telefon – Z osłupienia i błogiego rozmyślenia wytrącił ją Antony. Osoba najmniej pożądana w tej chwili.
- Do mnie? – Spytała powoli wstając z łóżka.
- Tak. Nie słyszałaś? – Spytał dwudziestoparoletni maczo. Jego brąz włosy były w ogromnym nieładzie. Na nosie spoczywały okulary, których nigdy nie zakładał przy dziewczynach. Czyżby się ich wstydził?
- Nie – Odburknęła. Chciała coś odpyskować, ale w tej chwili nie miała do tego powodu. Antony był miły i przyjazny. Natalę dziwiło, że wciąż taki jest. Przecież jasno daje mu do zrozumienia, że go nienawidzi.
- Taaak? – Spytała ze słuchawką przytkniętą do ucha. Obawiała się, że to znów Francuas. Chłopiec ze szkoły. Z wymiany. Skąd on jest Natalia się nie dowiedziała, ale wydawało jej się, że z Francji. Francuas… Pewnie tak. Takie imię. Może na cześć tego kraju?
- Dzi dobry, Natali – W słuchawce rozległ się skrzeczący głos, bez wątpienia należący do obcokrajowca. Jego mowa była dość śmieszna, co zauważyła Natalia i grupka dziewczyn z jej klasy.
- Cześć, Francuas – Odparła. Ledwo powstrzymała parsknięcie, gdy usłyszała jak wypuścił z płuc powietrze. „Pewnie bał się, że znów odłożę słuchawkę” – pomyślała z satysfakcją.
- Co ty powisz na wypad do kiina? – Spytał przecudnie słodkim głosem.
- Co POWIM? – Zachichotała i odparła lekceważąco – Powiem NIE. Przykro mi Fran, ale nie mam czasu na takie… sprawy.
- A dziewczyni z klasa mówić, że ty bardzo lubieć kiino i film – Jego głos nie był już słodki, a raczej rozczarowany – Natali, nie daj się prosić. Ja wiedzieć, że ty lubieć! – Dodał.
Przez chwilę rozważała, czy nie byłoby zabawnie iść z nim gdziekolwiek. No tak, brzydki nie jest, ale ten jego akcent…
- Słuchaj Francuas – Zawahała się przez moment, ale ciągnęła dalej – Mam czas tylko jutro. Między szesnastą a osiemnastą – Przykryła usta dłonią, by stłumić chichot.
- Tak wcześni? A ja myśleć, że my pójdziem na ten o dziewczynie, która kochała chłopaka – Dziwnie przeciągając sylaby ledwo dobrnął do końca wypowiedzi – Co on później umrzeć w samolocie i ona płakać. I później ona widzieć jego duch i robić wszystko by zabić i z nim być, ale on jej anioł stróż i ją bronić, by krzywda sobie ona nie zrobić.
- No dobrze… O której leci ten film? – Zdziwiła się słysząc, że chłopak chce iść na taki romantyczny film.
- O osiemnasta. Jutro, tak? Jutro piątek.
- Tak… Jasne. To cześć – Nie czekaj na jego pożegnanie odłożyła słuchawkę. Zmrużyła oczy i oparła rękę o mały, drewniany stolik.
- I co? – Spytał Antony. Stał w progu swojego pokoju.
- Nic – Burknęła Natala i znów złapała za słuchawkę telefonu. Widząc, że kuzyn wciąż się w nią wpatruje dodała – Chciałabym z kimś porozmawiać.
- Proszę bardzo – Odpowiedział i wskazał ręką na aparat telefoniczny – Przecież Ci nie zabraniam.
- Chciałabym porozmawiać na OSOBNOŚCI – Rzekła natarczywym szeptem. Antony chyba zrozumiał przesłanie, iż od razu wycofał się do swojej sypialni.
Natalia wykręciła numer jednej z koleżanek z klasy.
- Tak? – Spytał głęboki, rozmarzony głos.
- Jenny? – Natalia ścisnęła mocniej słuchawkę - Zgodziłam się!
- Słucham?
- Przecież wiesz o co chodzi! Francuas, kino, lubię filmy… - Natalia rzucała jeszcze przez chwilę tagami, tak by koleżanka skojarzyła fakty.
- Dobra, dobra! Wiem o co chodzi! – Głos owej Jenny nie był już taki rozmarzony, a raczej zmęczony – Tak, tak… Ja i dziewczyny powiedziałyśmy, że lubisz kino. Co w tym złego?
- No nic! Mówię, że się zgodziłam!
- Wspaniale – Jenny stłumiła ziewnięcie i odparła – Słuchaj… Bo ja właśnie spałam. Jutro piątek i test. Muszę się wyspać… W brew pozorom mój mózg przestał pracować kilka godzin temu…
- No… Dobra. Cześć – Po raz kolejny odłożyła słuchawkę zanim usłyszała pożegnanie rozmówcy. Zrezygnowana wróciła do swojego pokoju. Zamknęła białe drzwi i rozejrzała się po kolorowym pomieszczeniu. Tak wiele by dała, by móc tu siedzieć z Dianą…
„Nie! – rozległ się cichy głosik w jej głowie – Jesteś bogata, masz wiele koleżanek i należysz do elity! Czym się martwisz? Dianą, która spadła na dno?”
Ale jednak Dianę znała od prawie urodzenia. Nie były koleżankami związanymi tylko pieniędzmi, ale prawdziwą przyjaźnią. Czemu wybrała tamtą drogę? Drogę, która prowadzi na samo dno, dno od którego odbije się z głuchym echem i jękiem… Mogła iść tędy, którędy idzie Natalia. Piłyby ekskluzywne drinki, miałyby wejściówki na każde przyjęcie… Obracałyby się wśród najpiękniejszych chłopców… Czemu poszła tamtą drogą?
_____________________
Jeśli to wam nie wystarczy, by mnie ocenić to moge dać tu próbkę opowiadania, które piszę dla siebie i dla przyjaciół. Opowiadanie to nigdy (bynajmniej na razie) nie pojawi się w internecie. Piszę je tylko na komputerze i na razie TYLKO tam będzie zapisane.
____

Oto 1 rozdział tego opowiadania
------
Ucieczka od problemu
Marzena siedziała na swoim obszernym łóżku z otwartym notesikiem. Bazgrała w nim jakieś słówka, które później miała złożyć w jedną, sensowną całość. W piękny, szukający miłości wiersz. Tylko takie tematy ostatnio chodziły jej po głowie.
Kończyły się wakacje i właśnie szła do trzeciej gimnazjum. Wciąż nie znalazła tego jedynego… Takiego, z którym mogłaby spędzić choć kilka miesięcy, kilka miłych miesięcy. Brakowało jej takiej osoby.
Marzena to szesnastolatka z dużymi brązowymi oczyma, długimi kasztanowymi włosami i ślicznymi, zaróżowionymi ustkami. Długie nogi często chowała w spodniach, lub długich spódnicach. Nie lubiła żadnych spódniczek w wersji mini, ani bluzek z wielkimi dekoltami. Nie była taką dziewczyną. Była spokojną ‘kujonką’, co jej bardzo odpowiadało. Uwielbiała być nie bieżąco. Nie chodzi o to, że lubiła naukę. Nie zawsze. Po prostu lubiła wiedzieć. Wiedzieć więcej niż reszta.
Jej przyjaciółka była osobą ruchliwą. Uwielbiała chłopców. Gdyby tak ich wszystkich zliczyć, to może byłoby ich z dwudziestu… Kinga to śliczna dziewczyna o niebieskich oczkach i długich blond włosach. Trochę zadziorna i kłótliwa, ale jedyna w swoim rodzaju.
Marzena odłożyła notatnik i zajrzała pod łóżko. Jej pamiętnik wciąż tam był. Wyjęła go i teraz w nim zapisywała słowa… Słowa, które wyrażały tak wiele, choć były tak małe.

„Czy to żenujące, że wciąż prowadzę pamiętnik? Pamiętnik w którym zatapiam swoje smutki i radości? Nie wiem… Ja w tym nie widzę nic żenującego… Sama nie wiem czemu o tym pomyślałam. Czemu wydaje mi się, że może to być żenujące. Ale wątpię, by takie lalunie miały swoje pamiętniki… By pisywały w nich tak regularnie i tak wiele. Czuję znów pustkę. Ta pustka codziennie mnie wita i żegna. Co rano wpada do głowy, do duszy, by wieczorem wypaść. Tylko we śnie mam czasem chwilę, by odsapnąć. By skończyć ten marny bieg. By odpocząć… Od pustki. Kindze wszystko tak łatwo przychodzi, tyle że ona tego nie bierze. Chłopaków ma od groma, ale z żadnym nie jest długo. Czasem wydaję mi się, że ona ich wykorzystuje, bawi się nimi, jak dziecko lalką.
Wciąż szukam tego jedynego. Takiego, który pomoże, doradzi… Choć na jakiś czas! Ale nie mogę go znaleźć. Nie wiem, czy taki nie istnieje, czy na razie go nie poznałam. Wiem… Mam tylko szesnaście lat. Marne szesnaście lat, ale jednak potrzebuję kogoś, kto czasem sprowadzi mnie na ziemię, kto złoży lekki pocałunek na ustach, kto pochwali i obroni”

Odłożyła notes na miejsce, czyli pod łóżko. Wyjęła z szafy czystą koszulę nocną i skierowała się do łazienki. Nie miała rodzeństwa, czasem była rozpuszczana, jednak do nauki wciąż ją poganiano. Nie trzeba było. I tak sama się uczyła. Sama tego chciała. Weszła do łazienki. Stanęła na zimnych kaflach. Gdyby je tak mogła rozpalić… Zdjęła z siebie ubrania i weszła pod prysznic. Najpierw poleciała gorąca woda. Przekręciła kurek tak, by z prysznica wydobyła się zimna woda.
Strużki chłodnej wody ześlizgiwały się z jej ciała i obmywały okropną pustkę. Marzena westchnęła cicho i przymknęła oczy. Poczuła ból niedaleko skroni. Mokrą dłonią przejechała po czole, jakby jej dotyk czynił cuda. Gdy skończyła kąpiel wysuszyła włosy. Trwało to dość długo.
Kilka minut później siedziała w swoim pokoju i oglądała telewizje. Była ósma. Dość wcześnie. Leciała akurat jakaś telenowela. Znów pełno gorącej miłości, która pochłaniała wszystkich uczestników serialu. Znalazły się chwile zabawne, ale i tragiczne.
Nagle komórka Marzeny zabrzęczała cicho. Na wyświetlaczu pojawiło się „Kalinka”
- Tak? – Spytała.
- Cześć Marzenie! Umówiłam Cię z… - Kasztanowo włosa nie dała dokończyć przyjaciółce. Od razu ostro przerwała.
- Nie! W żadnym wypadku nie wezmę udziału w kolejnej randce w ciemno! Nie oczekuję od Ciebie takiej pomocy! Zrozum…
- Szkoda… Ale i tak musisz iść – W głosie Kingi słychać było wyraźne szczęście – Marek się przeprowadza!
Do Marzeny dotarły te słowa dopiero po jakimś czasie. Marek… Kuzyn Kingi. Miły chłopak i z poczuciem humoru. Dziewczyna od razu zaczęła analizować chłopca. Po chwili skarciła się w duchu. „To fajny kolega! Kuzyn Kingi, ale nic więcej!”
- Aha… To z nim mnie umówiłaś? – Spytała z nutką zaskoczenia.
- Tak! – Odparła uradowana Kinga – Wszyscy troje spotkamy się w parku! Jutro! Ucieszył się! Wiesz, że poza nami on nikogo tu nie zna. A przecież od jutra ma tu mieszkać! Jeny, ale się cieszę… Będzie uczył się w tym liceum obok naszego gimnazjum! Wspaniale, no nie?
Przez głowę Marzeny przeszło krótkie „Jasne”. Marek to wspaniały kolega, więc czemu nie miałaby się cieszyć, że teraz będzie widywała go o wiele częściej?
- Super! Jutro o której? – Spytała.
- O… O drugiej. Przyjdziesz sama? Ja będę u niego od rana… Będziemy na ciebie czekać. Mieszka od razu obok tego parku. Fajnie, nie?! – Była strasznie podekscytowana.
- No… Pewnie – Nastała głucha, niepotrzebna cisza, więc Marzena próbowała ją przerwać – Oglądasz „Moje słońce”? – Spytała patrząc na telewizor. Wciąż leciała telenowela.
- O nie! Zapomniałam – Zakpiła Kinga – Dobrze wiesz, że to nie moja działka.
- Ale tu jest pełno miłości – Próbowała bronić się Marzena – A ty…
Przyjaciółka wpadła jej w pół zdania – Owszem. Jest pełno sztucznej miłości, ale ja taką mogę sama przeżyć. A co tym razem wymyślili?
- No… Andreas umarł… Na raka – Tłumaczyła Marzena – A Kitty wciąż go kocha, więc wciąż płacze i nie wychodzi z pokoju. Jej mąż, Filip wścieka się i mruczy wciąż pod nosem, że pewnie była nie wierna…
- Typowe – Skwitowała Kinga.
- Jak to? – Brunetka ściszyła trochę odbiornik, gdyż pojawiły się reklamy, które były wyjątkowo głośne.
- Wszystkie historie miłosne zawierają śmierć, zdradę i takie tam…
- Kitty nie zdradzała Filipa! – Oburzyła się Marzena – Tylko w zaciszu domu marzyła o Andreasie… Nie zdążyła mu powiedzieć o tym, że wciąż darzy go uczuciem… Zmarł po tym, jak się pokłócili… W wypadku samochodowym…
- Dobra! Koniec! Stop! Przestań! To naprawdę nie w moim stylu… Strasznie romantyczne, ale wiesz… Takie bajeczki mnie nie interesują. Muszę kończyć. Pa!
- Buźka – Zamknęła klapkę telefonu i znów zagłębiła się w filmie. Przez chwilę nie myślała o swoich miłosnych rozterkach, bo zapewne postacie serialu miały gorsze rozłąki i problemy.

*

Rano wstała dość wcześnie. Jakoś nie odczuwała, że to wakacje, więc nawet nie miała ochoty leniuchować. Ostatni tydzień do rozpoczęcia roku. Nie wiele.
Ubrana i umyta zleciała na dół. Ojciec wychodził już do pracy, a mama chodziła po mieszkaniu wciąż w koszuli nocnej, która przylegała do jej ciała uwydatniając każdą okrągłość. Wprawdzie pani Celina nie była zaokrąglona. Ani grama zbędnego tłuszczu. Mówiąc krągłości można mieć na myśli coś zupełnie innego.
- Cześć – Marzena usiadła na obitym czerwienią krześle.
- Dzieńdoberek! – Odparła podekscytowana pani Kowalik.
Marzenę bardzo to zdziwiło. Ostatnio jej mama nie była w najlepszych nastrojach. Gdy kobieta, która ma 35 lat kłóci się z mężem, to ZAWSZE jest w podłym nastroju. Więc co ją teraz napadło?
- Hm… Co dziś na śniadanie? – Spytała nieufnie Marzena.
- Nic nie ma! Mogę zrobić Ci jajecznicę, co? A mogłabyś iść później do centrum na zakupy? Nic w szafkach nie ma! Pustką świeci! – Powiedziała zadowolona.
- Jasne, mamo – Głupio było się spytać, czy wszystko w porządku. W końcu taki dobry humor nie zawsze dopada JEJ mamę. Bynajmniej ostatnio.
Po śniadaniu zadzwoniła do Kingi, która jeszcze spała. Skoro spała, to Marzena poszła sama do centrum. Na wystawie jakiegoś butiku ujrzała spódnicę za kolana z pięknymi naszywkami. Wyglądała trochę jak taka cygańska spódnica, mieniąca się złotem i srebrem. Przez chwilę stała przed wystawą wpatrując się w to cudo, jednak nie weszła, by spytać o cenę. Ona, to nie Kinga, która od razu by chciała kupować.
- Cześć Marzenie! – Rozległ się za nią jakiś męski głos. Szybko odwróciła głowę. Zobaczyła wysokiego chłopca z rozczochranymi brązowymi włosami.
- Cze… Cześć Bartek – Odparła. Stała już naprzeciw niego z niepewnym uśmiechem.
- Jak tam? Przygotowana do ostatniej klasy? – Spytał żartobliwie.
- Jasne… A ty przygotowany do pierwszej klasy?
- Yhym… Idę do liceum imienia Einsteina. Obok TWOJEGO gimnazjum – Podkreślił słowo „TWOJEGO”, gdyż on dopiero co odszedł z tej szkoły – Oj… Sorka. Koledzy wołają. Miałem się tylko przywitać. Pa!
Szybko odszedł. Marzena spuściła wzrok. To właśnie o nim tak marzyła. To przy nim chciała płakać, to jemu chciała się skarżyć i to jego chciała słuchać. Niestety on… Z nią tak rozmawia, bo kiedyś uratowała go przed wyrzuceniem ze szkoły. Sama powiedziała, że widziała, że to nie on pobił takiego chłopca. Od tamtej pory Bartek stał się dla niej bardzo miły i powiedział „Gdy ktoś Ci zagrozi… Przyjdź do mnie”.
Po zakupach wróciła zrezygnowana do domu. Długo z nim nie porozmawiała.
- Och… Marzenko! – Krzyknęła zdziwiona matka. Wpadła do przedpokoju owijając się szczelnie szlafrokiem.
- No… Ty jeszcze nie ubrana? – Dziewczyna obejrzała matkę od góry do dołu i spytała – Źle się czujesz, czy coś?
- Nie. Czemu? – Spytała rozeźlona. Była wyraźnie podenerwowana. Stąpała z nogi na nogę i cicho pogwizdywała.
- Mamo? O co chodzi, hę? – Marzena weszła do kuchni. Rzuciła zakupy na blat stołu, bo były za ciężkie i usiadła na krześle. Matka weszła za nią podśpiewując – Wychodź z domu… Uciekaj czym prędzej… Oknem nie drzwiami!
- Co? – Szatynka spojrzała grymaśnie na matkę.
- Ach… Tak podśpiewuje… Wiesz… No to… To ja idę się ubrać. Cześć! – Pospiesznie wyszła z kuchni. Jeszcze chwilę Marzena słyszała jej kroki na schodach. Zdenerwowana pognała za matką. Robiła wszystko, by nie zdradzić swojej obecności. Drzwi sypialni rodziców były uchylone. Marzena stanęła za nimi, tak by matka jej nie zauważyła. Przez chwilę panowała cisza, gdy nagle odezwał się stłumiony, męski głos.
- To jak? Jak wyjdę? Mówiłaś, że wyjdzie i pewnie będzie z koleżanką chodzić po sklepach! Jakoś szybko wróciła! – Nie był to głos ojca Marzeny. Był inny, głębszy, a i akcent brzmiał jakoś inaczej.
- Nie wiem… Nie wiem czemu nasz plan nie wypalił! Krzysiek wyjechał na tydzień… Myślałam, że już teraz pójdzie jak po maśle! – Teraz odezwała się pani Celina. Mówiła szybko i niewyraźnie. Jednak Marzena wszystko zrozumiała.
- Słuchaj… Siedź tu… Jak Marzena wejdzie do swojego pokoju to szybko pójdziemy na dół – Szepnęła gorączkowo kobieta.
- Jasne… Poczekam, ale nie długo. Nie chcę, żeby przez tą smarkulę Krzysiek się dowiedział o mnie – Rzekł rozeźlony mężczyzna.
Nagle do Marzeny dotarło kim jest ów człowiek. To Olivier MacKing. Pracuje razem z jej ojcem w kancelarii pewnego starca… Obaj są prawnikami. Olivier jest z zagranicy. Dlatego ma takie dziwne nazwisko. Cały on jest dziwny i tajemniczy. Marzena nigdy nie miała sposobności by wyciągnąć z rodziców jakieś informacje o tym (a jakże) przystojnym, ale i markotnym mężczyźnie.
Marzena miała już dość. Usłyszała wiele i z chęcią ruszyła do swojego pokoju. Zatrzasnęła drzwi bardzo głośno, dając znak matce, że jest już w pokoju. Chciała usiąść i wszystko poukładać w głowie. Nie chciała nic już słyszeć, jednak ciekawość wzięła górę i przycisnęła ucho do drzwi. Usłyszała stłumione głosy, a chwilę potem mogła stwierdzić, że Oliviera nie ma już w domu. Odeszła od białych, teraz tak zimnych drzwi i złapała za telefon. Mimowolnie wybrała numer przyjaciółki.
- Tak? – Spytał dziewczęcy, szczebiotliwy głosik.
- Cześć. Mamy sprawę do obgadania - Odparła jednym tchem.
- Jasne! Gdzie i kiedy? – Spytała zdziwiona, ale wciąż zadowolona.
- Może… Teraz? Ja przyjdę, co?
- No… Jasne. Czekam.
Chwilę później Marzena wyskoczyła z domu jak poparzona. Matka nie zdążyła nawet otworzyć ust, by spytać gdzie idzie. Gdy po kilku minutach nieustannego biegu siedziała już w wygodnym czerwonym foteliku w pokoju przyjaciółki w końcu odetchnęła.
- Co się stało? – Spytała Kinga. Siedziała na swoim szkarłatnym łóżku i wpatrywała się w Marzenę.
- Moja mama… Pamiętasz Oliviera? – Spytała nagle.
- No… To ten przystojny brunet z kancelarii twojego ojca – Stwierdziła.
Marzena opowiedziała koleżance o usłyszanej rozmowie. Gdy skończyła reakcja Kingi była nieunikniona. Otworzyła lekko usta i zmrużyła oczy.
- Mówisz… Mówisz, że on powiedział, że nie chce, by Krzysiek się dowiedział…
- Tak. Dokładnie tak! Coś ukradł, czy jak?
- Myślę, że to nie to… Na początku opowiedziałaś mi, że twoja matka zbiegła do hollu jak oparzona i szybko obwiązała się szlafrokiem… No cóż… Mi to wygląda jak zwyczajna zdrada – Zakończyła teatralnym szeptem.
Z początku Marzena chciała wydrzeć się na Kingę. Wykrzyczeć, że jej matka nie jest jakąś puszczalską szumowiną, jednak powstrzymała się. Blondwłosa przyjaciółka spuściła wzrok, by znów go podnieść i rzekła – Marzenie – Kilka osób tak właśnie mówiło do Marzeny – Powinnaś od razu się domyśleć… Sama oglądasz te telenowele. Wiem – Dodała napotykając wzrok koleżanki – Zawsze powtarzam, że te seriale to nie prawdziwe życie, że prawdziwe życie wygląda i toczy się inaczej, ale w tej kwestii… Przykro mi.
Szatynka wstała z fotelika. Zaczęła przechadzać się po zalanym słońcem pokoju. Może i Kinga ma rację? Może jej mama wdała się w paskudny romans?
- Muszę iść – Nie miała już nic do opowiedzenia przyjaciółce. Z cichym szelestem zamknęła drzwi sypialni i pognała krętymi schodkami w dół. Ubrała sandały leżące na małym dywaniku i wybiegła z domu Kingi. Znów biegnę! – pomyślała z goryczą.
Zdyszana i zmęczona zatrzymała się dopiero obok pizzerii U FrancUza. Była już godzina druga, więc wypadało coś zjeść. Weszła do lokalu i od razu jej się tu spodobało. Stoliki były z ciemnego drewna, okryte były pięknymi brązowymi obrusami przeplatanymi złotymi nitkami. Krzesełka z pięknie rzeźbionymi oparciami i czerwone zasłony w oknach. Gdzieś w oddali słychać było cichą muzykę, a w kącie stał wielki komin ze sztucznym ogniem. Marzena usiadła przy jednym stoliku, zostawiając pozostałe trzy miejsca wolne. Czytała Menu, gdy nagle młody chłopak stanął obok niej i spytał – Co mogę podać?
- Ja… Ja poproszę pizze… - Gorączkowo przewracała strony, jakby szukała odpowiedniej dla siebie pizzy, choć już wiedziała co chce zamówić. Ów chłopak zrobił na niej dość duże wrażenie, więc zmieszała się odrobinę. Stał wciąż uśmiechnięty z białym ręcznikiem przełożonym przez rękę i przyglądał się Marzenie z dziwną satysfakcją w oczach, której nie zauważyła.
- Może mam pomóc w wyborze? – Spytał. Miał na oko dwadzieścia lat. Krótko obcięty brunet, niebieskie oczy i wydatny nos – coś niesamowitego. Marzena spojrzała na niego i przez chwilę zastanawiała się, czy nie poczerwieniała jak burak.
- Nie. Dzięki – Odparła lekceważąco – Już wiem. Małą salami i pepsi.
Wziął od niej menu, ukłonił się i poszedł złożyć zamówienie. Za chwilę wrócił ze szklanką pepsi.
- Dodałem lodu. Dobrze zrobiłem? – Spytał stawiając szklankę na stoliku.
- J… Jasne! Pewnie… Super! – Przez chwilę przyglądała się jego twarzy. Gdy i on rzucił jej ukradkowe spojrzenie, Marzena spuściła wzrok.
- Pizza będzie za jakieś dziesięć minut. Wiem, trochę długo, ale tu mamy najlepsze pizze! Zapewniam Cię! – Uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje białe zęby.
- Aha… No… Spróbuję.
- A! I jeszcze rachunek! Proszę – Położył mały zwitek obok pepsi i ruszył do stolika obok, gdzie siedziały jakieś dwie puste blondyny. Marzena rzuciła okiem na rachunek.
Pizza Salami (mała) z dodatkami – 16 zł.
Pepsi – 3 zł.
Razem – 19 zł
„Czy ja wiem? Nie aż tak drogo… Jeśli pizza będzie dobra to nie będę żałowała… Jeszcze ten chłopak… Jak by go tu zagadać? Nie jestem w tym dobra, za to Kinga – pomyślała – Dam sobie spokój. Nie jestem najlepsza w podrywaniu i nigdy nie będę.”
Po jakiś dziesięciu minutach podszedł do niej ten sam chłopak. Postawił pizze, uśmiechnął się i odszedł. Marzena wzięła się za pałaszowanie swojego obiadu, gdy nagle zadzwonił jej telefon. Wyjęła komórkę z torebeczki i rzuciła okiem na wyświetlacz. Pojawiło się tam „Mama”. Marzena szybko wyciszyła telefon i z powrotem wrzuciła go do torby. Gdy zjadła pizze podeszła do niej jakaś dziewczyna, której zapłaciła i wyszła. Przez następne dwie godziny chodziła po sklepach w centrum handlowym, gdy to jej się znudziło poszła do parku. Usiadła na wolnej ławeczce, tuż obok małego stawu. W jeziorku pływało kilka łabędzi. Były bialutkie, duże i wdzięczne. Brunetka wyjęła z torebki mały notesik i ołówek. Zaczęła bazgrać jakiś szybki wiersz. Był pełen złości i nienawiści.
„Bo to niby nic! Nie moja sprawa co matka robi?! Nie moja sprawa, że łajdaczy się z Olivierem?! Wstydzę się jej, a zarazem brzydzę!” – myślała gorączkowo. Wiersz był już skończony, choć niedopracowany.

Nienawiść – moje ulubione teraz słowo
Uczucie, które mdli się we mnie rysunkowo
Powoli maluje się we mnie złość
Mam chęć ją pożreć i wypluć kość
Myśli, że rani jedno
Lecz i ja o tym wiem. Wpakowała się w dno
W jezioro nieskończone
Już nie jest wdzięcznym łabędziem. Poranione
Myśli w głowie ma
Jak zatruta strzała trafia w serca…

Sama nie wiedziała, czy pisząc ten wiersz poczuła się lepiej. Jednak był to pierwszy zapis jaki zrobiła po dowiedzeniu się o romansie matki. Nie mogła go spalić, ani wyrzucić. Musi go zachować, choćby po to, by przypominać sobie to, co czuła w tym momencie do matki. Obrzydzenie i nienawiść. Przez chwilę miała wrażenie, że po powrocie wrzaśnie na cały dom, wykrzyczy to, co myśli o zdradzie, ale nie mogła tego zrobić. Wolała to trzymać dla siebie. Może to nie o romans chodziło Olivierowi, gdy mówił, że Krzysiek nie może wiedzieć? Może to coś innego? Nie! Wyraźnie słychać było, że nie mówią o jakiejś innej sprawie! Jej matka zdradziła jej ojca! Osobę tak ważną w jej życiu…
W ostatnich czasach w tej rodzinie nie działo się dobrze. Wciąż któreś z dorosłych wybuchało złością, wciąż słyszeć można było kłótnie o popielniczkę, czy obiad. Marzena zaś siedziała cicho, bynajmniej ostatnio, bynajmniej teraz, gdy jej rodzice powoli oddalają się od siebie. Mają dość problemów. Swoich problemów, więc po co mają jeszcze kłócić się ze swoim jedynym dzieckiem? Nawet nie wiedza jakie mają szczęście posiadając taką córkę. Córkę, która rozumie ich problemy, córkę, która w tych trudnych chwilach nie uskarża się na byle co, nie prosi o więcej, niż może na razie mieć. Nie wiedzieli też, że ich córka, tak dobra, odchodzi powoli od zmysłów. Nie obchodziło ich nic, poza nimi samymi. A Marzena musiała patrzeć na te głupie kłótnie, musiała ich słuchać! I wciąż musi.
To jest już prawie szesnastolatka. Wie, że czasem ludzie odchodzą od siebie, że nawet po ślubie mogą już siebie nawzajem nie kochać. Czasem myśli, że jej rodzice powinni się rozwieść, że tak byłoby lepiej. Nie płakałaby, nie krzyczałaby i nie użalałaby się nad sobą. Trudno, bo skoro się nie kochają, to niech od siebie odejdą. Wiadomo, że nie tak im życzy, ale nie widziała innego wyjścia. A teraz? Teraz, jak jej matka ZDRADZIŁA jej ojca? Teraz chciała tego rozwodu jak najszybciej! I chciała zamieszkać z ojcem. Ojcem, który wrzeszczał czasem na matkę, ale raczej jej nie zdradzał.
I po raz kolejny z osłupienia i błogiego zamyślenia obudził ją dzwonek komórki. Tym razem dzwoniła Kinga. Marzena odebrała telefon, przyłożyła go do ucha, ale nie odezwała się.
- Marzenie? Co z Tobą? – Usłyszała roztargniony i przerażony głos Kalinki.
- Nie rozumiem – Odrzekła spokojnym, nienaturalnym głosem. Chciała brzmieć jak najnormalniej.
- Nie rozumiem, nie rozumiem! – Kpiącym, ale wciąż przerażonym śmiechem przedrzeźniała ją – Co z Tobą, pytam?!
- Ze mną? Jak to ze mną? Ze mną wszystko w porządku – Mruknęła.
- Cieszę się, że tak uważasz, ale chwile temu dzwoniła twoja mama. Mówi, że nie pojawiłaś się na obiedzie i nie odbierałaś jej telefonów!
- Telefonów? Raz dzwoniła…
- Nie! Kilka razy! Spójrz w telefon jak skończę Cię besztać!
- A co ty masz do tego, że nie było mnie na obiedzie?
- Wiele! Ja bynajmniej wiem czemu! I uważam, że przesadzasz. To jeszcze nie do końca ustalone, czy to romans! Nie głoduj się z takiego błahego powodu…
- Nie głodzę. Byłam w pizzerii – Odparła lekceważącym tonem Marzena.
- Ale telefon mogłaś odebrać – Rzekła zrezygnowana i zmęczona Kinga.
- Mogłam… Owszem, mogłam, ale tego nie zrobiłam. A całkiem możliwe, że mama dzwoniła kilka razy. Mam trochę wyciszony telefon… Wcześniej było trochę głośno, a teraz jestem w miejscu bardzo cichym, dlatego usłyszałam jak ty dzwoniłaś. Coś jeszcze masz mi do powiedzenia?
- Jasne! A CO ZE SPOTKANIEM Z MARKIEM?! JUŻ CZWARTA, A SPOTKANIE BYŁO O DRUGIEJ! – Wrzasnęła do telefonu. Marzena skrzywiła się lekko i odparła – Przykro mi. Ja już kończę. Narka – Szybko zamknęła klapkę telefonu. Całkiem go wyłączyła i z powrotem wrzuciła do torby.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madziulaa
.imitacja.



Dołączył: 15 Sie 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś w Niebie

PostWysłany: Sob 20:41, 18 Sie 2007    Temat postu:

Hm... A wy nas powiadomicie na e-mail czy zostaliśmy przyjęci, czy nie, tak?
28 sierpnia?
A kto wybiera osoby, które mogą należeć do PSB? Wszystkie osoby już należące?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martynka
.kurewna śnieżka.



Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:59, 18 Sie 2007    Temat postu:

Informacje będą podane na forum, blogu głównym serii.
Niewykluczone, że będziemy kontaktować się także przez gg, czy pw (gdyby osoba wybrana milczała na przykład).

Co do wyboru,
jest to tajemnica zawodowa ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Seria PSB: piękni sławni i bogaci. Strona Główna -> .: Rekrutacja Sierpien 2007 :.
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin